poniedziałek, 28 września 2015

Make Your Own Wand

Czasem mam tak, że  lubię sobie  posiedzieć i podłubać przy czymś. Tym razem mamy trójskładnikową różdżkę pałeczkową! Pamiętam tyle, że  naoglądałam się przypadkiem jakiegoś anime  i w  mojej głowie zrodził się tylko jeden pomysł " O Nie! Musze mieć różdżkę!" Samo wykonanie jest  banalnie proste.
Potrzebujemy tylko  3 rzeczy:
Pałeczek,
Pistoletu z gorącym klejem,
Lakieru do paznokci.
 Pierwsze co musimy zrobić, to nadać pożądany kształt naszej różdżce.
Ja po prostu owinęłam ja sobie klejem i zrobiłam uchwyt i to by  było  na tyle. Musimy pamiętać, aby klej w przypadku budowania uchwytu nakładać warstwami jedna na drugą. Najlepiej będzie, gdy warstwy będą też dość cienkie, mamy wtedy  większe prawdopodobieństwo, że wszystko wyjdzie w miarę równo. 
Na  koniec wystarczy pomalować różdżkę dowolnym lakierem, na dowolny kolor. Ku mojemu zaskoczenie najlepiej sprawdzają się ciemne kolory.
Pozostawiamy do wyschnięcia, to dziwne, ale wysycha bardzo szybko. Moja była gotowa po 3 minutach!
Wszystko już gotowe, możemy czarować!
Miłej zabawy!

poniedziałek, 21 września 2015

`Love, Chloé Eau Florale`


A oto mamy kolejny pachnący post. Ostatnio lubię wąchać... ale perfumy i  to najlepiej te najpiękniejsze. Pewnie już kiedyś pisałam, że lubię najbardziej te kwiatowe, ale wspomnieć jeszcze raz nie zaszkodzi. Teraz, gdy już uzupełniłam moją kolekcję, siedzę i upajam się zapachami. Dlaczego  akurat Love Chloe  Eau Florale wylądował na mojej szafeczce? Otóż dlatego, że ma milutką woń.  Nutą głowy jest słodko pachnący groszek, później czujemy listki zielonej herbaty a na koniec otulają nas pudrowe nuty. Najlepsze jest to, że mimo słodkiego zapachu mamy też akordy świeże i takie cieplutkie, co czyni zapach odpowiednim na każda  porę roku, przynajmniej moim zdaniem. Bardo podoba mi się również, eleganckie minimalistyczne i bardzo delikatne  opakowanie. Niczego nie jest zbyt wiele, ani zbyt mało, wszystko jest na swoim miejscu. Cieszy mnie to bardzo bo nie tylko przyjemnie pachnie, ale też doskonale zdobi. Produkt mam od kilku dni, nie zdążyłam go jeszcze godnie przetestować, jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że trzyma się całkiem, całkiem, nie drażni i nie dusi. Myślę ze z czasem postaram się o kolejny flakonik.


poniedziałek, 14 września 2015

La Vie Est Belle!

Udaj się ze mną... Do ulotnego królestwa zapachów. Chciałam Ci przedstawić zapach, który pewnie znasz, lepiej, może trochę gorzej, ale jestem pewna, że gdzieś dało się wyczuć jego woń, może tylko nie jesteś tego świadom? Chodzi mi o zapach już kultowy, kochany i pożądany. Jeszcze niedawno nie zastanawiałam się nad jego fenomenem. Traktowałam tak, jest, bo jest, ale z czasem zaczęłam się nim trochę bardziej interesować. Wydawało mi się, że skoro popularny to pewnie i pospolity. Nagle Boom Miłość! Skwitować to mogłam  nie inaczej jak tylko " Jaki piękny", bo życie jest piękne i ów przesłanie  przyświecało twórcom, w momencie komponowania małego dzieła w szklanym flakoniku. Teraz chyba jasne, że od początku mam na  myśli "La Vie Est Belle". Jestem miłośnikiem słodkich kwiatowo-owocowych zapachów. Przynajmniej ja mogę tam  wyczuć zdecydowaną nutę wanilii, a dla mnie to chyba najpiękniejsze co może być. Produktu używam sobie od 2 miesięcy i przyznać muszę, że w porównaniu do kilku innych, które mam, ten trzyma się zdecydowanie najdłużej. Jakby tego było  mało, wystarczy tylko jeden psik! A my pachniemy już na cały dzień. Mogą sobie mówić, że słodki, duszący, że nie czuć tam porzeczki i niech  sobie mówią dla mnie jest najpiękniejszy.  
Wspaniałe jest dla mnie przesłanie, które ten zapach ze sobą niesie. Prawda,  życie jest piękne a my tego nie zauważamy, czas najwyższy. " La Vie Est Belle" to symbol silnej, szczęśliwej i wolnej osoby.  Mamy wszystko w  jednym flakoniku! 


sobota, 5 września 2015

L' Orient Savon Noir Neroli & Coconut Oil

Ostatnimi czasy, pod wpływem chwilowego impulsu zapadła niebanalna decyzja. Stwierdziłam, że trzeba dokonać rewolucji kosmetycznej. Stało się to pewnego, pięknego, wrześniowego popołudnia. Uświadomiłam sobie, że moja dzielna skóra znosi wszystko, co jej zafunduję, a ja i tak dziwię się, że wyskoczy jakaś krostka czy inna hogata. Skończyło się tym, że wstąpiłam do Mydlarni Franciszka, nie miałam pomysłu gdzie jeszcze mogłabym znaleźć naturalne kosmetyki. Udało mi się odkryć coś zdecydowanie do mojej cery.
Ostatnio na badaniach  skóry, byłam trochę zniesmaczona wynikiem. Okazało się że mam tylko 52% ( powinno być przynajmniej 60%!) nawilżenia skóry i  szok! Jak to? Przecież nie jestem jakaś stara, nie  opalam się, a  o skórę też jakoś dbam. W tym chyba  problem, że ''jakoś'', a nie tak jak należy. 
Powoli, dowiaduję się dokładnie czego mam używać, jaką mam cerę i  najważniejsze czym ratować.
Pierwszym produktem jaki odnalazłam, właściwie nie ja, bo poleciła mi  go sprzedawczyni, jest Savon Noir Neroli. Bardzo spodobała  mi się dedykacja, mianowicie produkt jest przeznaczony  skórze mieszanej, naczyniowej i bardzo delikatnej. Dokładnie dla mojej. Podoba mi się, to że dokładnie oczyszcza nie przesuszając skóry w dodatku bez peelingu mechanicznego,  co bardzo mnie cieszy, bo nie muszę buźki szorować drobinkami i nic więcej mi nie popęka. Dodatkowo zyskujemy jeszcze obkurczone naczynka i promienną skórę. Czy Czarne marokańskie mydełko działa cuda? Zobaczymy.
O zbawiennym wpływie oleju kokosowego na... cokolwiek nie muszę się chyba wypowiadać. 
Kupiłam go ze względu na wzorowe nawilżanie. Dzięki  zawartości kwasu laurynowego mamy zyskujemy jeszcze własciwości bakteriobójcze,  antygrzybiczne,  dotleniające. Czasem  sprawdza się nawet jako demakijaż, przy suchej skórze. Czy można chcieć czegoś więcej?





wtorek, 1 września 2015

Last Holiday!

Jeśli chodzi, o te wakacje, spędziłam je tak, że aby je opisać musiałoby chyba paść kilka niecenzuralnych słów. Mimo tego że dziś jest chyba jeden z najgorszych dni dla ucznia, poszłam do szkoły z myślą, że zrobiłam wszystko co miałam zrobić. Było nawet kilka rzeczy,  które wydarzyły się pierwszy raz.
Na początek zawitaliśmy z wizyta nad morze, jeśli ktoś od czasu do czasu zagląda na mojego bloga, to wie, że w te wakacje nad Bałtykiem byłam dwa razy. Pierwszy raz wybrałam się z tatą i  to było  gdzieś na  początku lipca. Pojechaliśmy tam tylko dlatego, że decyzja była podejmowana pod wpływem impulsu, gdy dowiedzieliśmy się ze znajomi taty też jadą. Pogoda była dość zmienna, czasem padało, czasem świeciło słońce, ale zawsze bardzo wiało. Rzec można by, że pogoda nie udana, a otóż nie, bo zobaczyłam to czego nie da się zobaczyć, gdy trafiamy na słoneczną i bezwietrzną pogodę. 
Na początku bardziej od morza podobał mi się fakt, że jezioro  całkiem nawet spore jest oddalone tylko o kilkadziesiąt metrów. To właśnie nad nim spędziłam połowę naszego wypadu.

Wtedy też zakochałam się w statkach i pływaniu, a nawet miałam pomysły, by iść do szkoły morskiej. Nadal mnie ten pomysł zadręcza, ale jak sobie pomyślę o matematyce i noszeniu munduru, to skutecznie mnie to zniechęca.


Drugi raz pojechałam z  mamą i  z moja najlepszą przyjaciółka. Pogodę mieliśmy wtedy zdecydowanie bardziej słoneczną, jednak nadal nie było za gorąco, co sprzyjało spacerom wzdłuż morza i długich rozprawach na temat ''bardzo życiowych problemów''.  Było przezabawnie a przy okazji udało mi się znaleźć fajną wegetariańską knajpkę, ale oczywiście zapomniałam jak się nazywa.


Udało mi się również uczestniczyć w  Instytucie Pielęgnacji. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy albo tych, które wiedziałam, tylko trzeba mi było je bardziej uświadomić. Instytut Pielęgnacji  chyba zostawię sobie na  kolejny post. Za dużo informacji, żeby je tutaj upychać.
 Okropnie smutno zaczęło mi się robić, w ostatnim  tygodniu sierpnia, był po prostu płacz i  ryk,  a może dobrze bo  dostałam taki bukiet! Pociesznych  różyczek na  poprawę humoru i  udało się!
Dziękuję, Tato.

W końcu zdecydowałam  się na zapach, który a może jest i popularny i  dużo osób go ma, ale nie potrafiłam go sobie odmówić.

A na  koniec najlepsze! Gakkon o którym pisałam trochę więcej w  poprzednim poście. To chyba był taki  trochę przełom w życiu bo od nowa  pokochałam rysowanie i  jeszcze bardziej mangę  i anime.
Mój Brat to jest taka przebiegła istota. Znalazł mi poduchę z Haru-chan i tym sposobem zakasował wszystkich w  3D!
A teraz chce poczytać jak Wam minęły wakacje. Napisze mi ktoś?