środa, 7 października 2015

Striped Black&White

Zawsze uważam, że wszystko przychodzi w swoim czasie, nie lubię niczego przyspieszać. Lato jest latem do końca, ale teraz to już się ewidentnie skończyło.  To już chyba ostatni  w tym roku tak leciutki stój. Raczej rzadko chodzę w spodniach, po prostu czuję, że wyglądam w nich gorzej.
Tym razem potrzebowałam czegoś nie dość, że na szybko, to jeszcze prosto i nienudno, na dodatek wygodnie. Rano kiedy, pędzimy do szkoły, często na 8:00, nikomu nie będzie chciało  się wstawać 2 godziny wcześniej, aby misternie układać fryzurę, czy dobierać wymyślne ubrania.
Prosto może być również całkiem ciekawie. W takich sytuacjach najczęściej stawiam na czarny, bo w jego  przypadku najtrudniej jest zrobić wpadkę ubraniową. Może ktoś czasem czyta mojego bloga, jeśli tak, to pewnie już wie, że jestem fanką pasiastych ubrań i wszelkiego  typu rozkloszowanych spódniczek. Nikomu nie trzeba powtarzać, że biel i  czerń można nosić na wszystkie sposoby, i raczej w większości przypadków będzie wyglądać świetnie, no przynajmniej dobrze. Najtrudniej było mi znaleźć spódniczkę z szelkami, a uparłam się na nią koniecznie, bo dodaje uroku. Pamiętam, w jej poszukiwaniu przeszłam chyba wszystkie sklepy i nie było jej nigdzie, zdesperowana zdecydowałam się na zgłoszenie do krawcowej, a po tym jak na złość podobne  pojawiły się w sklepach. Jeśli chodzi o  włosy, najprostszy będzie zwykły kucyk, tym razem coś mnie naszło, aby dodatkowo  wyprostować włosy. Buty  były oczywistym wyborem, czarne slip-on,  z brokatem. Uwielbiam jak się świeci, zawsze odrobinę ciekawiej, jeśli coś błyszczy z  oddali.




Spódniczka: Projektu mego, własnego
Bluzka: Stradivarius
Buty Tk Maxx
Gumka do włosów: Invisibobble

poniedziałek, 28 września 2015

Make Your Own Wand

Czasem mam tak, że  lubię sobie  posiedzieć i podłubać przy czymś. Tym razem mamy trójskładnikową różdżkę pałeczkową! Pamiętam tyle, że  naoglądałam się przypadkiem jakiegoś anime  i w  mojej głowie zrodził się tylko jeden pomysł " O Nie! Musze mieć różdżkę!" Samo wykonanie jest  banalnie proste.
Potrzebujemy tylko  3 rzeczy:
Pałeczek,
Pistoletu z gorącym klejem,
Lakieru do paznokci.
 Pierwsze co musimy zrobić, to nadać pożądany kształt naszej różdżce.
Ja po prostu owinęłam ja sobie klejem i zrobiłam uchwyt i to by  było  na tyle. Musimy pamiętać, aby klej w przypadku budowania uchwytu nakładać warstwami jedna na drugą. Najlepiej będzie, gdy warstwy będą też dość cienkie, mamy wtedy  większe prawdopodobieństwo, że wszystko wyjdzie w miarę równo. 
Na  koniec wystarczy pomalować różdżkę dowolnym lakierem, na dowolny kolor. Ku mojemu zaskoczenie najlepiej sprawdzają się ciemne kolory.
Pozostawiamy do wyschnięcia, to dziwne, ale wysycha bardzo szybko. Moja była gotowa po 3 minutach!
Wszystko już gotowe, możemy czarować!
Miłej zabawy!

poniedziałek, 21 września 2015

`Love, Chloé Eau Florale`


A oto mamy kolejny pachnący post. Ostatnio lubię wąchać... ale perfumy i  to najlepiej te najpiękniejsze. Pewnie już kiedyś pisałam, że lubię najbardziej te kwiatowe, ale wspomnieć jeszcze raz nie zaszkodzi. Teraz, gdy już uzupełniłam moją kolekcję, siedzę i upajam się zapachami. Dlaczego  akurat Love Chloe  Eau Florale wylądował na mojej szafeczce? Otóż dlatego, że ma milutką woń.  Nutą głowy jest słodko pachnący groszek, później czujemy listki zielonej herbaty a na koniec otulają nas pudrowe nuty. Najlepsze jest to, że mimo słodkiego zapachu mamy też akordy świeże i takie cieplutkie, co czyni zapach odpowiednim na każda  porę roku, przynajmniej moim zdaniem. Bardo podoba mi się również, eleganckie minimalistyczne i bardzo delikatne  opakowanie. Niczego nie jest zbyt wiele, ani zbyt mało, wszystko jest na swoim miejscu. Cieszy mnie to bardzo bo nie tylko przyjemnie pachnie, ale też doskonale zdobi. Produkt mam od kilku dni, nie zdążyłam go jeszcze godnie przetestować, jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że trzyma się całkiem, całkiem, nie drażni i nie dusi. Myślę ze z czasem postaram się o kolejny flakonik.


poniedziałek, 14 września 2015

La Vie Est Belle!

Udaj się ze mną... Do ulotnego królestwa zapachów. Chciałam Ci przedstawić zapach, który pewnie znasz, lepiej, może trochę gorzej, ale jestem pewna, że gdzieś dało się wyczuć jego woń, może tylko nie jesteś tego świadom? Chodzi mi o zapach już kultowy, kochany i pożądany. Jeszcze niedawno nie zastanawiałam się nad jego fenomenem. Traktowałam tak, jest, bo jest, ale z czasem zaczęłam się nim trochę bardziej interesować. Wydawało mi się, że skoro popularny to pewnie i pospolity. Nagle Boom Miłość! Skwitować to mogłam  nie inaczej jak tylko " Jaki piękny", bo życie jest piękne i ów przesłanie  przyświecało twórcom, w momencie komponowania małego dzieła w szklanym flakoniku. Teraz chyba jasne, że od początku mam na  myśli "La Vie Est Belle". Jestem miłośnikiem słodkich kwiatowo-owocowych zapachów. Przynajmniej ja mogę tam  wyczuć zdecydowaną nutę wanilii, a dla mnie to chyba najpiękniejsze co może być. Produktu używam sobie od 2 miesięcy i przyznać muszę, że w porównaniu do kilku innych, które mam, ten trzyma się zdecydowanie najdłużej. Jakby tego było  mało, wystarczy tylko jeden psik! A my pachniemy już na cały dzień. Mogą sobie mówić, że słodki, duszący, że nie czuć tam porzeczki i niech  sobie mówią dla mnie jest najpiękniejszy.  
Wspaniałe jest dla mnie przesłanie, które ten zapach ze sobą niesie. Prawda,  życie jest piękne a my tego nie zauważamy, czas najwyższy. " La Vie Est Belle" to symbol silnej, szczęśliwej i wolnej osoby.  Mamy wszystko w  jednym flakoniku! 


sobota, 5 września 2015

L' Orient Savon Noir Neroli & Coconut Oil

Ostatnimi czasy, pod wpływem chwilowego impulsu zapadła niebanalna decyzja. Stwierdziłam, że trzeba dokonać rewolucji kosmetycznej. Stało się to pewnego, pięknego, wrześniowego popołudnia. Uświadomiłam sobie, że moja dzielna skóra znosi wszystko, co jej zafunduję, a ja i tak dziwię się, że wyskoczy jakaś krostka czy inna hogata. Skończyło się tym, że wstąpiłam do Mydlarni Franciszka, nie miałam pomysłu gdzie jeszcze mogłabym znaleźć naturalne kosmetyki. Udało mi się odkryć coś zdecydowanie do mojej cery.
Ostatnio na badaniach  skóry, byłam trochę zniesmaczona wynikiem. Okazało się że mam tylko 52% ( powinno być przynajmniej 60%!) nawilżenia skóry i  szok! Jak to? Przecież nie jestem jakaś stara, nie  opalam się, a  o skórę też jakoś dbam. W tym chyba  problem, że ''jakoś'', a nie tak jak należy. 
Powoli, dowiaduję się dokładnie czego mam używać, jaką mam cerę i  najważniejsze czym ratować.
Pierwszym produktem jaki odnalazłam, właściwie nie ja, bo poleciła mi  go sprzedawczyni, jest Savon Noir Neroli. Bardzo spodobała  mi się dedykacja, mianowicie produkt jest przeznaczony  skórze mieszanej, naczyniowej i bardzo delikatnej. Dokładnie dla mojej. Podoba mi się, to że dokładnie oczyszcza nie przesuszając skóry w dodatku bez peelingu mechanicznego,  co bardzo mnie cieszy, bo nie muszę buźki szorować drobinkami i nic więcej mi nie popęka. Dodatkowo zyskujemy jeszcze obkurczone naczynka i promienną skórę. Czy Czarne marokańskie mydełko działa cuda? Zobaczymy.
O zbawiennym wpływie oleju kokosowego na... cokolwiek nie muszę się chyba wypowiadać. 
Kupiłam go ze względu na wzorowe nawilżanie. Dzięki  zawartości kwasu laurynowego mamy zyskujemy jeszcze własciwości bakteriobójcze,  antygrzybiczne,  dotleniające. Czasem  sprawdza się nawet jako demakijaż, przy suchej skórze. Czy można chcieć czegoś więcej?





wtorek, 1 września 2015

Last Holiday!

Jeśli chodzi, o te wakacje, spędziłam je tak, że aby je opisać musiałoby chyba paść kilka niecenzuralnych słów. Mimo tego że dziś jest chyba jeden z najgorszych dni dla ucznia, poszłam do szkoły z myślą, że zrobiłam wszystko co miałam zrobić. Było nawet kilka rzeczy,  które wydarzyły się pierwszy raz.
Na początek zawitaliśmy z wizyta nad morze, jeśli ktoś od czasu do czasu zagląda na mojego bloga, to wie, że w te wakacje nad Bałtykiem byłam dwa razy. Pierwszy raz wybrałam się z tatą i  to było  gdzieś na  początku lipca. Pojechaliśmy tam tylko dlatego, że decyzja była podejmowana pod wpływem impulsu, gdy dowiedzieliśmy się ze znajomi taty też jadą. Pogoda była dość zmienna, czasem padało, czasem świeciło słońce, ale zawsze bardzo wiało. Rzec można by, że pogoda nie udana, a otóż nie, bo zobaczyłam to czego nie da się zobaczyć, gdy trafiamy na słoneczną i bezwietrzną pogodę. 
Na początku bardziej od morza podobał mi się fakt, że jezioro  całkiem nawet spore jest oddalone tylko o kilkadziesiąt metrów. To właśnie nad nim spędziłam połowę naszego wypadu.

Wtedy też zakochałam się w statkach i pływaniu, a nawet miałam pomysły, by iść do szkoły morskiej. Nadal mnie ten pomysł zadręcza, ale jak sobie pomyślę o matematyce i noszeniu munduru, to skutecznie mnie to zniechęca.


Drugi raz pojechałam z  mamą i  z moja najlepszą przyjaciółka. Pogodę mieliśmy wtedy zdecydowanie bardziej słoneczną, jednak nadal nie było za gorąco, co sprzyjało spacerom wzdłuż morza i długich rozprawach na temat ''bardzo życiowych problemów''.  Było przezabawnie a przy okazji udało mi się znaleźć fajną wegetariańską knajpkę, ale oczywiście zapomniałam jak się nazywa.


Udało mi się również uczestniczyć w  Instytucie Pielęgnacji. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy albo tych, które wiedziałam, tylko trzeba mi było je bardziej uświadomić. Instytut Pielęgnacji  chyba zostawię sobie na  kolejny post. Za dużo informacji, żeby je tutaj upychać.
 Okropnie smutno zaczęło mi się robić, w ostatnim  tygodniu sierpnia, był po prostu płacz i  ryk,  a może dobrze bo  dostałam taki bukiet! Pociesznych  różyczek na  poprawę humoru i  udało się!
Dziękuję, Tato.

W końcu zdecydowałam  się na zapach, który a może jest i popularny i  dużo osób go ma, ale nie potrafiłam go sobie odmówić.

A na  koniec najlepsze! Gakkon o którym pisałam trochę więcej w  poprzednim poście. To chyba był taki  trochę przełom w życiu bo od nowa  pokochałam rysowanie i  jeszcze bardziej mangę  i anime.
Mój Brat to jest taka przebiegła istota. Znalazł mi poduchę z Haru-chan i tym sposobem zakasował wszystkich w  3D!
A teraz chce poczytać jak Wam minęły wakacje. Napisze mi ktoś?

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Gakkon2

Mam Wam tyle do opowiedzenia, że nie wiem od czego zacząć. Na początek melduję, że Gakkon2 się udał! Przynajmniej mi się podobało. Jeśli chodzi o  mnie to chciałam bardzo podziękować koledze, który kilka lat temu przekonał mnie do Anime. Tak, Paweł Dziękuję! 


 Pierwszym Anime jakie oglądam było "Another" i mimo że nie porywa mnie ta seria, mam do niej ogromy sentyment. Dlatego postanowiłam cosplayować Izumi, no może nie tylko, bo dlatego też, że właściwie to musiałam tylko wygrzebać ubrania z szafy. Czasem zdarzy mi się chodzić podobnie ubrana na co dzień,  więc nie było zbyt dużych problemów z kompletowaniem i zamawianiem. Czy  cosplay się udał ocenicie sami. Mam nadzieję że tak, kilka osób od razu się zorientowało  o kogo chodzi.

                                       
Konwent odbywał się w  Łodzi przy ulicy Brzozowej w budynku Wyższej Szkoły Studiów Międzynarodowych. Dla mało wtajemniczonych, może szybciutko wyjaśnię. Gakkon to zlot miłośników kultury japońskiej, mangi/anime itd. W salach  były organizowane panele dyskusyjne, warsztaty i konkursy. W tym roku bawiliśmy się na sportowo. Super, bo  było dużo cosplay'erów Free i Kuroko no Basket. Na scenie copsplay'erzy odgrywali scenki, występowały zespoły i  było prze wesoło.
 Oooo! Backstage!
 Nie spodziewałam się, że będzie tyle pozytywnie zakręconych, pełnych dobrej energii i po prostu świetnych ludzi!
Znalazłam swoją miłość, a tu już  mi wróżą ślub z  poduszką.
Jak się cieszę, że dorwałam tą poduchę! Bardzo chciałam mieć taką z Kyo Ijuin, ale to chyba zbyt mało znana postać T^T.

I oczywiście Free! Tyle się naoglądałam Crack'ów na  Youtube, ale nigdy nie myślałam, że przeżyję coś takiego na żywo.

A najbardziej cieszę się z faktu, że obiecałam sobie mój powrót  do rysowania i powoli mi się to udaje, a rysunki są coraz lepsze. Na powyższym zdjęciu widzimy jak Hekkun dokształca nas z rysunku.
W konwentach  tak się zakochałam, że teraz tylko zczaiam następne. Kochani! Także tego widzimy się na następnym!